niedziela, 14 października 2012

Śniadanie

Sobota, budzik budzi o 5 rano, pośpiech i nerwowość - to uczucia które towarzyszyły mi do 9.45. Kobiety uwijające się w kuchni w Świętochłowicach. Wreszcie przyjeżdżają pierwsi goście, jeszcze ciasta do wyłożenia, koktajl.... tak, wszystko gotowe. Sala pełniusieńka. Dostawiamy krzesła. "Jak dobrze" przebiega mi przez myśl. Przywitanie, pieśń, moje wejście, by przywitać, a potem rozważanie tekstu z Biblią na co dzień, o weselnej uczcie na którą jesteśmy zaproszeni. Potem jedzenie, panie z zadowoleniem nakładają sobie na talerze przygotowane pyszności. Następuje czas na pokarm dla duszy: Ewa Londzin która była wykładowczynią "rozłożyła" na części pierwsze wersety z Tyt.2,3-5. Nawet nie zdawałam sobie sprawy ile treści i wskazówek niosą te wersety, ale przede wszystkim mają służyć jednemu celowi: aby Słowu Bożemu ujmy nie przynoszono. Powoli zbliżaliśmy się do zakończenia, jeszcze tylko podziękowania, uczestnikom ale przede wszystkim gospodarzom i paniom, które upiekły ciasta, ale też szczególnie tym, które stanęły ze mną do tej pracy. (przygotowywały zakładki, stroiły salę, były na zakupach, a w końcu od wczesnego rana przygotowywały jedzenie). Później błogosławieństwo Biskupa diecezji katowickiej i wspólna pieśń: Zwiąż Panie razem nas. Wiele pań podchodziło do mnie po śniadaniu dziękowały ale i mówiły: mamy wiele do przemyślenia. Sporo też zainteresowania przyciągnęło stoisko Księgarni Warto. Mimo iż ściągnęliśmy do domu dopiero ok godz 16 (jak wszystko zostało posprzątane, no nie do końca bo podłogi zostały gospodarzom) jestem ogromnie wdzięczna Panu Bogu i zadowolona z tego dnia. I wdzięczna Romkowi, że stoi ze mną w tej pracy, że mnie wspiera i popiera. I córce też. Z tego że mogę powiedzieć: udało się! ale też z tego co usłyszałam w wykładzie Ewy. Przyznam, że ogromnym wsparciem i zachęceniem jest widzieć znajomych wśród osób na sali. Dodaje mi to siły i odwagi by podejmować takie nie łatwe wyzwania.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz