Ciągle myślę o Bożym prowadzeniu, o Jego prowadzeniu. Nie dawno prowadziłam Szkółkę Niedzielną na temat wersetu z Izajasza 40,31: lecz ci, którzy ufają Panu, nabierają siły, wzbijają się w górę na skrzydłach jak orły, biegną, a nie mdleją, idą, a nie ustają. Na lekcji razem z dziećmi zastanawialiśmy się czego możemy nauczyć się od orłów i jak to się ma do naszej relacji z Panem Bogiem. Ponoć orły delikatnie wypychają swoje dorośnięte już pisklęta z gniazda, aby niejako zmusić je do samodzielnego fruwania. Oczywiście wszystko odbywa się pod czujnym i bystrym okiem dorosłych orłów, które są gotowe w razie kłopotów młodych, podfruwać i pomóc młodemu z powrotem dostać się do gniazda. Odkryłam że ta informacja ma znaczenie dla mnie. Bóg kazał mi opuścić wygodne miejsce po to bym "nauczyła się fruwać". Ale tak jak obiecuje nigdy mnie nie zostawi, Jego oczy czujnie obserwują jak sobie radzę, nie żeby krytykować ale w razie potrzeby pośpieszyć mi z pomocą.
Trochę jest to podobne do zdjęcia ze Szczelińca, wokół gęsta mgła, prawie nic nie widać, nie wiem co tam jest, ale wiara że Bóg wie, jest pomocna, aby ufać, mieć nadzieję i oczekiwać że kiedyś się dowiem po co te zmiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz