Po 28 godzinach jazdy jesteśmy w Odessie. Podróż była w dość skrajnych warunkach i pełna emocji. Ale znowu Pan Bóg był niesamowicie wierny. Pociąg do Przemyśla był w porządku. Potem przesiedliśmy się do PKS-su i to było ciekawe. Wyjazd 12,35 więc wydawało się że mamy spory zapas czasu. Na granicy dwie godziny (więc nie najgorzej) ale było nerwowo, jedni pasażerowie dbali o to żeby być jak najszybciej w domu a inni dbali o swoje przewożone towary. Za granicą autobus zaczął się psuć. Stanął w lesie i koniec... po jakimś czasie prób i napraw odpalił ale jechał bardzo powoli, na najniższym biegu pod górkę. W autobusie było 9 stopni na plusie :). Biorąc pod uwagę zmianę czasu na Ukrainie (+1) nagle zrobiło się krucho z czasem. A jeszcze autobus nie jechał do centrum Lwowa tylko do obwodnicy. Potem biegiem na przesiadkę do "marszrutki" i na dworzec. (Znowu okazało się że nie dojeżdża do samego dworca, kawał drogi trzeba było z bagażami po mocno zaśnieżonych chodnikach przedzierać się do dworca). Na dworcu zdążyliśmy kupić bilety i bułki i wsiąść do pociągu który odjeżdżał o 19.50. W pociągu mieliśmy cieplutko, nawet za bardzo, trudno było spać, ale dzięki Bogu bezpiecznie o 8 rano dojechaliśmy do Odessy.
Tak więc pozdrawiamy wszystkich czytających z pięknego miasta. (Za oknem minus 13 dość zimno, nawet dla mieszkańców Odessy).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz